W ramach rocznego podsumowania działań projektu 4F Change, jakie odbyło się 8 grudnia 2020 r. w Kinie Kika, zorganizowane zostało spotkanie dla Changemakerów z niezależnym reportażystą Szymonem Opryszkiem, niezależnym reporterem, zwycięzcą III Konkursu Reporterskiego ogłoszonego przez Wydawnictwo Poznańskie.

Szymon Opryszek, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki “Tańczymy już tylko w Zaduszki” (2016) oraz “Wyhoduj sobie wolność” (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Jest autorem reporterskiego cyklu “Moja zbrodnia to mój paszport” nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.  W ramach stypendium od Wydawnictwa Poznańskiego kończy obecnie pisać książkę o kryzysie wodnym we współczesnym świecie. Będzie ona zbiorem siedmiu reportaży z siedmiu kontynentów, które mają opowiedzieć o różnych twarzach obecnego i zbliżającego się kryzysu wodnego. Nasz projekt 4F Change dołożył także swoją cegiełkę w powstanie reportaży i wsparł Szymona w jego wyprawie do Iranu, a dodatkowo obejmie patronat nad książką.

W trakcie spotkania, mieliśmy okazję poznać pracę reportażysty od kuchni, w oparciu o tematy środowiskowe. Zapraszamy do zapoznania się z wybranymi fragmentami rozmowy, którą z Szymonem przeprowadziła Katarzyna Sowa-Lewandowska, Sustainability & Marketing Project Manager.

Czym jest  dla Ciebie zawód niezależnego reportera i czy w ogóle postrzegasz to co robisz jako Twoją pracę?

To oczywiście moja praca, ale zawód reportera postrzegam przede wszystkim jako pasję i spełnienie marzeń, których nabyłem przy lekturze książek moich mistrzów, Ryszarda Kapuścińskiego, Wojciecha Jagielskiego, czy Artura Domosławskiego.

 Czym kierujesz się w wyborze tematów na reportaż, książkę?

Wybieram tematy, które wydają mi się społecznie ważne i mają wpływ na naszą rzeczywistość. Często kieruję się próbą zrozumienia jakiegoś zjawiska. Dlatego zająłem się tematem migracji na granicy polsko-białoruskiej. Staram się zgłębiać przyczyny danego zjawiska, co często prowadzi mnie do zaskakujących destynacji. Tak było właśnie z migrantami, których spotkałem w Białorusi, a potem śladem deportowanych osób pojechałem do irackiego Kurdystanu, by z nimi porozmawiać o trudnej decyzji nielegalnej migracji do krajów Europy Zachodniej. Okazało się, że pewien wpływ na ich decyzje, choć nie bezpośredni, miał kryzys wodny i klimatyczny. Niższe plony, zwalniająca gospodarka, złe zarządzanie kurczącymi się zasobami wodnymi, czy nawet rodzaj wodnego szantażu ze strony sąsiadów – to wszystko wpływa na decyzje danej jednostki. Wizyta w Iraku pokazała mi, że katastrofa klimatyczna już na dobre rozgościła się w świecie i ma fatalne skutki dla społeczeństw. A to temat, który zgłębiam od kilku lat w ramach pracy nad książką o kryzysie wodnym, która ukaże się w 2023 roku nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.

Często musisz bardzo mocno wchodzić w dany temat, historię, jakie masz sposoby by dbać o swoją higienę psychiczną?

Zazwyczaj poświęcam danemu tematowi cały wolny czas i wszystkie siły. Tak było w ostatnich miesiącach, które w dużej mierze spędziłem w Ukrainie. Trudno w takich warunkach dbać o higienę psychiczną, ale zazwyczaj powrót do domu i spędzanie czasu z rodziną bardzo pomaga oderwać się od często tragicznych historii.

Wyobrażam sobie, że często w pracy reportażysty wychodzisz mocno ze strefy komfortu, a powiedz nam czy lubisz ryzyko?

Lubię, choć staram się podchodzić do tematów z większą dojrzałością. Lata temu jeździłem do Somalilandu, gdzie miałem sporo przygód, innym razem wraz z partnerką szukaliśmy pracy w nielegalnych kopalniach złota w Peru. Dziś inaczej traktuję reportaż, z większą odpowiedzialnością, pewnych rzeczy już bym pewnie nie zrobił. Co nie oznacza, że kiedyś nie spróbuję, bo niektóre historie trzeba opowiedzieć.

Czy potrafisz przytoczyć jakąś najbardziej ryzykowną sytuację w pracy reportażysty?

Dużo ryzykowałem podczas pracy w Białorusi, gdy rozpoczynał się kryzys migracyjny. Jeździłem po lasach, by porozmawiać z migrantami, którzy zdecydowali się na tą trudną drogę. Chciałem poznać ich motywacje i historie. Miałem świadomość, że to kryzys wywołany przez białoruski reżim, więc w trakcie moich wędrówek po lasach przed białoruskimi pogranicznikami udawałem turystę, a potem amatora -ornitologa.

Dziennikarzowi zawsze towarzyszy dylemat, gdzie znaleźć granicę pomiędzy zaangażowaniem osobistym a opisywaniem faktów. Jak sobie z tym radzisz?

Uważam, że gdy historia dotyczy ludzkiego dramatu, wykluczenia, braku humanitaryzmu – w pierwszej kolejności po prostu staram się być człowiekiem, a dopiero potem dziennikarzem. Mam dużo szacunku do ludzi, którzy dzielą się swoimi historiami, poświęcają mi czas, dają zaufanie.

Przy którym reportażu najtrudniej byłoby Ci oddzielić osobiste emocje od pracy?

Dużo było takich historii. Jedna z najtrudniejszych dotyczyła wielkopowierzchniowych upraw soi w Argentynie. To nowa gorączka Ameryki Łacińskiej, którą rozpala użycie pestycydów. Gdy z moją partnerką, a zarazem współautorką reportażu jeździliśmy po północnej Argenynie śladami ludzi, których pestycydy zabijały lub prowadziły do chorób trudno było się podnieść. Zwłaszcza, że w tamtym czasie nie było jeszcze naukowo udowodnionego wpływu pestycydów na choroby nowotworowe. Słuchaliśmy strasznych historii, długi czas nie mogliśmy się psychicznie podnieść po tym temacie, a tymczasem krytycy reportażu przywoływali właśnie ten znany argument o braku dowodów.

Ostatni rok był dla mnie trudny: najpierw kryzys migracyjny, potem wojna w Ukrainie – trudno wrócić do domu i zająć się swoimi pasjami, gdy wiesz, że cały czas w polskim lesie lub w ukraińskich miastach giną ludzie.

Jak zbierasz materiały? Jakich narzędzi używasz? Telefon, notes, aparat?

Najczęściej używam dyktafonu, zawsze mam ze sobą notatnik. Moja praca polega w głównej mierze na słuchaniu ludzi i obserwacji – niewiele więcej potrzebuję.

Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, że pracujesz w jakimś innym zawodzie? Kończysz z dziennikarstwem i zaczynasz robić coś kompletnie innego?

Obecnie sobie nie wyobrażam, choć chętnie spróbowałbym pracy kontrolera lotów.

Bardzo bliskie są Ci tematy związane z kryzysem wodnym, kryzysem ekologicznym… Jak w trzech punktach określiłbyś zmiany jakie zaszły w przeciągu 10 ostatnich lat?

Ostatnia dekada pokazuje, że to nie jest kryzys, a katastrofa. Ona już jest, wystarczy zobaczyć jak często występują ekstremalne zjawiska typu susze, powodzie, jak szybko topnieją lodowce. To już ostatni dzwonek, by próbować zatrzymać katastrofę. I nie mam na myśli tego, że każdy musi teraz zostać aktywistą klimatycznym. Wystarczy wrażliwość i świadomość problemu. Spojrzenia na otaczający nas świat, drzewa czy zwierzęta z większą czułością.

Jak Ty radzisz sobie z ciężarem tego, o czym się dowiadujesz w kontekście środowiska?

Sam kiedyś nie zdawałem sobie sprawy z tego, czym jest kryzys wodny. Zaczęło się w 2018 roku, gdy w Kapsztadzie trwała susza, a miasto ogłosiło Dzień Zero, czyli symboliczny dzień, w którym miały wyschnąć krany. Akurat w tym czasie na świat miał przyjść mój synek. I pomyślałem, że nie godzę się na to, by dorastał w takim świecie, w którym na każdym kroku czeka jakiś kryzys. Wyobraziłem sobie świat, w którym brakuje wody – a przecież wedle różnych analiz do 2050 roku miliony ludzi mogą nie mieć dostępu do bezpiecznej wody. To daje do myślenia. Dlatego zacząłem pracować nad książką, by zrozumieć to zjawisko, oswoić je i przyczynić się jakoś do dyskusji na temat katastrofy klimatycznej.

Jak Ty małymi krokami działasz na rzecz planety w życiu osobistym?

Wydaje mi się, że moją pośrednią rolą jest edukowanie ludzi. W ten sposób chcę się przyczynić do powszechnej świadomości problemu. Gdy opowiadam o historiach, które znajdą się w mojej książce: o awokado w Meksyku i kartelach, czy prywatyzacji wody w Chile, wycince drzew, która też ma tragiczny wpływ na zasoby wodne ludzie nie dowierzają. Niby pewne rzeczy wydają się jasne, ale dopiero konkretne historie pokazują, jak jest źle. Sam zresztą ograniczyłem spożycie awokado, staram się zużywać mniej plastiku, ograniczam loty, z większą czułością patrzę na las, staram się o niego walczyć.

Czego życzyłbyś nam i naszej planecie na święta?

Żeby mogła odetchnąć od człowieka, oczywiście metaforycznie. By ten człowiek zrozumiał, że tylko dawne relacje z szeroko rozumianą naturą przynosiły więcej dobrego dla wszystkich istot niż obecny model oparty na konsumpcjonizmie, ciągłym wzroście, produkcji i eksploatacji zasobów.

fot. Szymon Opryszek

Zamów kuriera

Spakuj swoje ubrania w karton i zamów bezpłatnego kuriera, który je od Ciebie odbierze.

Zamów
lub

Oddaj stacjonarnie

Przynieś ubrania do salonu 4F – zbiórka prowadzona jest w każdym naszym sklepie – i wrzuć do specjalnego pojemnika oznaczonego logo 4F Change.

Oddaj