Pięć uli, domek dla owadów i schron dla jeża – oto nowe inwestycje 4F Change. Pomysłodawcą przedsięwzięcia jest Pan Krzysztof Golka, z Pasieki Pasjonata, który zainspirowany naszą strategią 4F Change, zaproponował nam mały, ale niezwykle ważny projekt środowiskowy, dołączając tym samym do naszego grona CHANGEMAKERÓW. Zapraszamy do lektury wywiadu z Panem Krzysztofem, który urzekł nas swoją historią od pierwszego spotkania.
Tak, dostrzegam tę zmianę. Z perspektywy pszczelarza, gdzie pszczoły są wszędzie wokoło, może nie jest to aż tak bardzo odczuwalne, jednak problem realnie istnieje. Naukowcy biją na alarm o zbliżającej się masowej zagładzie owadów, jaka nastąpi w ciągu najbliższych 100 lat. Pszczoła jest owadem bardzo delikatnym, dlatego niewątpliwie stanie się jedną z pierwszych ofiar destrukcyjnych poczynań człowieka.
Większość z nas nie ma świadomości, jak wiele zawdzięczamy pszczołom. W UE około 85% gatunków roślin uprawnych i około 80% kwiatów jest częściowo zależnych od zwierząt, w tym pszczół. Nie jestem ekonomistą, ale wyczytałem niedawno, że około 15 miliardów euro z rocznej produkcji rolnej UE jest uzależnione od zapylaczy, w tym w dużej mierze od pszczół. To chyba powinno nam uzmysłowić, że to nie jest takie po prostu “bezproduktywne latanie po łące”. Wyobraźmy sobie teraz, że dziś giną pszczoły. Wraz z nimi z naszych stołów znikają jabłka, wiśnie, morele, pomarańcze, truskawki, dynie ogórki, pomidory, papryka czy fasola, a także wszelkie zioła.
Ale spróbujmy na to spojrzeć również z perspektywy mikro. Popatrzmy na nasz ogród i czereśnię, która tam rośnie. Bez pszczół i dzikich zapylaczy niewątpliwie nie byłoby nam dane zbierać pod koniec lata pysznych owoców. Mówię o tym, bazując na własnym doświadczeniu. Trzy lata temu posadziliśmy kilka krzaczków jeżyny bezkolcowej, nie kwitną pięknie, ale są niezwykle miododajne. Nasze pszczoły tak mocno je zapyliły, że od połowy lipca do niemal listopada dosłownie dzień w dzień na naszym stole stała miseczka tych przepysznych owoców.
Odpowiedź jest krótka – oczywiście człowiek, a dokładniej urbanizacja oraz będące jej skutkiem zmiany klimatyczne. Kolejny niezwykle niszczycielski czynnik to pestycydy stosowane w uprawach roślin. To właśnie one mają bezpośredni związek z zespołem masowego ginięcia pszczoły miodnej. Bardzo poważnym zagrożeniem dla pszczół są również pasożyty, bakterie, choroby wirusowe oraz choroby układu pokarmowego. Szczególną uwagę należy zwrócić tutaj na pasożyta varroa destructor, z którym dosłownie każdy pszczelarz toczy całoroczną, kosztowną i nierówną walkę bez gwarancji wygranej.
Po prostu bliskość natury. Ale to też możliwość podglądania dobrze funkcjonującej organizacji nastawionej na sukces.
Chcemy promować ideę dbania o środowisko, bo to wcale nie jest oczywiste. Stale mówimy o ekologii, ale niewiele robimy. A może by tak zagospodarować te wielkie obszary, posadzić łąki kwietne i drzewa, które po nas pozostaną? Po co kosić trawniki co tydzień? Z perspektywy ekonomicznej to się zupełnie nie opłaca. Wiemy, że zielony uspokaja, więc czy nie byłoby przyjemniej, gdyby wokoło naszej pracy rosła piękna, kolorowa kwietna łąka, którą trzeba kosić tylko dwa razy w roku? Człowiek w pojedynkę może niewiele, ale duże, rozpoznawalne marki i instytucje mogą więcej – mogą wyznaczać trendy i zapoczątkować coś wielkiego, co stanie się normą i – co najważniejsze – pozostanie po nas na dłużej.
Życie pszczoły jest krótkie, w sezonie to około 42 dni. W tym czasie, ciężko pracując, pojedyncza pszczoła jest w stanie wyprodukować płaską łyżeczkę miodu. Jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że ta “produkcja” to efekt tylko ostatnich 14 z tych 42 dni, da nam to obraz tego, jak bardzo intensywne jest jej życie. Słysząc to, zapewne wiele osób zada moje ulubione pytanie, a mianowicie: ile miodu jest z jednego ula? I tutaj uwaga – zapotrzebowanie samego ula to jakieś 110 kg rocznie, dosłownie tyle zjedzą pszczoły. To, co zbierze pszczelarz, jest składową wielu czynników, czasem może to być 5 kg, czasem nawet 45 kg. Wiele zależy od pogody, pszczelej rodziny i tego, jak tę rodzinę prowadzi pszczelarz.
Z naszego doświadczenia obszary miejskie mają bardzo dużo do zaoferowania.
W każdym mieście znajdujemy stare miododajne drzewa, głównie lipy i akacje, a także krzewy i kwiaty. Często nasze lokalizacje sąsiadują z ogródkami działkowymi, gdzie pszczoły przez cały rok znajdują bazę wspaniałych pożytków. Tutaj nie ma reguły, ale dotychczas nie zawiedliśmy się i nawet jeśli zbiory nie były tak wielkie jak w pasiekach naszych kolegów, gdzie króluje np. rzepak czy gryka, to nasze pszczoły zawsze miały pełne brzuszki i co ważne – nie miały kontaktu z pestycydami. Odpowiadając więc na pytanie – tak, zbiory powinny być równie dobre.
Pszczelarstwo jest dla każdego, bez dwóch zdań. Może to robić każdy – chłopak, dziewczyna, emeryt, prawnik, nauczyciel, biznesmen. Każdy da radę. Trzeba jednak pamiętać, że tutaj nie ma miejsca na błędy. Pszczoły uczą pokory i cierpliwości. Opieka nad nimi wydaje się prosta, ale zaczynając przygodę z pszczołami, warto sobie uzmysłowić, że czeka nas wiele wyrzeczeń. Sezon letni to naprawdę ciężka praca.
Jak zacząć? Każdy pszczelarz powie to samo: znajdź pszczelarza, zadzwoń do niego i zapytaj, czy możesz wpaść i się nauczyć. Osobiście nie znam takiego, który odmówiłby pomocy.
Co do ula: można zbudować go samemu, wszystko, co potrzebne, jest dostępne w internecie, ale osobiście uważam, że nowicjusz bez doświadczenia, nie będący typową „złotą rączką”, powinien kupić ul u któregoś z wiodących producentów. Błędy konstrukcyjne wynikające z braku wiedzy praktycznej mogą nas kosztować utratę pszczół w okresie zimowo-wiosennym.
Skąd wziąć pszczoły? Najbezpieczniej kupić u lokalnego i cieszącego się dobrą renomą pszczelarza.
I ostania rzecz – pszczoły są jak róże, piękne ale kłują. Obcowanie z nimi, takie bezpośrednie, może czasem być bolesne.
Niekoniecznie, ale nie chciałbym tutaj zabrzmieć, jak ktoś, kto wszystko wie. Osobiście nie przeszedłem żadnych kursów, a przygodę z pszczołami rozpocząłem troszkę na wariata. Moje życie to od dziecka regularne wyprawy na ryby, obserwacja przyrody, hodowanie różnych gadów, łapanie płazów. Do dziś najbliższa rodzina woła na mnie „Hagrid”. Zmierzam do tego, że jeżeli przyroda wokół ciebie to twój świat, jeśli masz w sobie to coś i czujesz to coś – to nie trać czasu, spróbuj.
Są dwie szkoły. Jedna mówi, że nie powinno się tam zaglądać i lepiej zostawić wszystko naturze. Jeśli dobrze przygotowało się pszczoły do zimy (leczenie oraz zakarmienie), to można spać spokojnie. Z tym się całkowicie zgadzam, dlatego w okresie od późnej jesieni do wczesnej wiosny staram się nie niepokoić pszczół. Bywa jednak tak, że zima jest ciepła, a to staje się już normą, i wtedy delikatne odsunięcie daszka i sprawdzenie kondycji rodziny pozwala nam ocenić, czy pszczoły potrzebują dodatkowego dokarmienia lub też innych zabiegów, które zapewnią im przetrwanie.
A co robią zimą pszczoły? Czekają do wiosny. A mówiąc poważnie zawiązują kłąb zimowy i w tej postaci (coś w rodzaju kuli, w której epicentrum znajduje się matka) wyczekują wiosny. W tym okresie rodzina się nie rozwija, pszczoły zużywają zapasy pokarmu i utrzymują temperaturę gniazda poprzez rytmiczne poruszanie swoim ciałem. Tutaj ważne jest, żeby liczba pszczół była na tyle duża, by utrzymać temperaturę gniazda bez zbytniego zużycia pokarmu.
O tak, to jest mega korporacja. Tutaj nikt nie marudzi, nie narzeka. Każdy ma swoje zadanie i wykonuje je w 100%, oddając się „organizacji”. Nawet na pozór leniwe trutnie w 100% realizują swoje zadania… Ale na pytania odnośnie trutni odpowiadamy po 22.00…/uśmiech/.
Niewątpliwie współpracy. Każda pszczoła w ulu jest bardzo ważna. Niezależnie od tego, czy sprząta, karmi, ochrania czy lata po miód – bez współpracy, odpowiedzialności oraz oddania sprawie nawet najsilniejszy rój skazany jest na zagładę. Tak też powinna wyglądać organizacja, którą jest firma. Wydawać by się mogło, że decyzje wysokich managerów są kluczowe z perspektywy działania organizacji. Owszem, to prawda, ale to pojedynczy pracownik, jego zaangażowanie i wiedza, odpowiada za to, by ten pomysł został skutecznie zrealizowany.
Absolutnie nie. Domek zostanie postawiony właśnie w trosce o dzikich zapylaczy. Nie powinniśmy o nich zapominać, ich rola w ekosystemie jest równie ważna. W naturalnym środowisku owady często występują obok siebie, to właśnie jest bioróżnorodność. Domek dla owadów ma jeszcze jedną „miejscówkę” – znajduje się tam również domek dla jeża, a więc będziemy wyczekiwać jeszcze jednego gościa.